Tam gdzie konfiskuje się owoce pracy człowieka tam trzeba być głupkiem, żeby być pracowitym.
Oto włoska bajka ludowa z okolic Triestu przedstawiająca mentalność ludzi w czasach horrendalnego opodatkowania poddanych przez sułtanów słynnych z tego, że kazali płacić nawet podatek od powietrza (opłata klimatyczno-ekologiczna). Oczywiście to, że bajka opowiada o Turkach nie ma charakteru lokalnego, ale opowiada o powszechnym prawie dotyczącym wszystkich ludzi niezależnie od narodowości, rasy i pochodzenia.
Andrzej Dobrowolski
Sztuka zbijania bąków
Był raz stary Turek, który miał syna jedynaka i kochał go bardziej niż źrenice swych oczu. Wiadomo, że dla Turków największą karą, jaka z woli Boga dotyka świat, jest praca; toteż kiedy jego syn ukończył czternaście lat, pomyślał, żeby wysłać go do szkoły, aby nauczył się najlepszego sposobu zbijania bąków.
W dzielnicy starego Turka mieszkał pewien nauczyciel cieszący się powszechnym uznaniem i szacunkiem, ponieważ przez całe życie robił tylko to, czego nie mógł uniknąć. Stary Turek poszedł odwiedzić mistrza i zastał go w ogrodzie, leżącego pod drzewem figowym, z jedną poduszką pod głową, drugą pod plecami, a trzecią pod siedzeniem. Stary Turek powiedział sobie: "Zanim z nim pomówię, chcę mu się przyjrzeć" i ukrył się za żywopłotem, żeby go obserwować.
Nauczyciel leżał z zamkniętymi oczami, nieruchomo jak nieboszczyk, a kiedy słyszał pląśnięcie dojrzałej figi, która spadał tuż obok, wyciągał powoli rękę, podnosił owoc do ust i zjadał. Potem ponownie znieruchomiały jak suseł czekał, aż spadnie następny owoc.
"Właśnie takiego nauczyciela potrzebuje mój syn", pomyślał Turek. Wyszedłszy z ukrycia, pozdrowił go zapytał, czy byłby gotów nauczyć jego syna sztuki zbijania baków.
- Człowieku - odezwał się nauczyciel słabym głosem - Nie mów tyle, bo męczy mnie samo słuchanie ciebie. Jeżeli chcesz wykształcić swojego syna na prawdziwego Turka, przyślij go, i już.
Stary Turek wrócił do domu, wziął syna za rękę, wepchnął mu pod ramię puchową poduszkę i zaprowadził do ogrodu mistrza.
- Pamiętaj - powiedział synowi - Musisz we wszystkim naśladować nauczyciela słodkiego nicnierobienia.
Chłopiec, który miał juą pewną skłonność do tej dziedziny nauki, także wyciągnął się pod figowcem i zobaczył, że za każdym razem kiedy spada jakaś figa, profesor wyciąga rękę, żeby podnieść ją i zjeść. "Po co tak się męczyć i wyciągać rękę?", pomyślał i czekał nadal, leżąc z otwartymi ustami. Kiedy figa wpadła mu do ust, on powoli ją pogryzł i przełknął, a potem znowu otworzył usta. Następna figa spadł trochę dalej; on nawet się nie poruszył, powiedział tylko cicho:
- Czemu tak daleko? Figo, wpadnij mi wprost do ust!
Mistrz, widząc że uczeń jest tak bystry, orzekł:
- Wracaj do domu, nie musisz się niczego uczyć, to raczej ja mógłbym się uczyć od ciebie.
I syn wrócił do ojca, który dziękował niebiosom, że dały mu tak zdolne dziecko.
red. Italo Calvino/ tł. Anna Wasilewska